http://www.przystan.maranatha.pl

Wyznania vege PDF Drukuj Email
New Page 2

 

Na stronie tej będziecie mogli przeczytać wyznania wegatarian, tzn. dowiecie się co oni sami mają do powiedzenia o swoim stylu życia. Przeczytacie co skłoniło ich do zostania wegetarianami, z jakimi borykali się trudnościami, jak je pokonywali.... Zapraszam do lektury. Jednocześnie chciałbym zaprosić wszystkich czytających tę stronę do współpracy. Jeżeli jest coś, czym chcialibyście się podzielić, proszę, napiszcie do webmastera tej strony.


 

Moja droga do wegetarianizmu była taka: Byłam uczennicą klasy 8 szkoły podstawowej. Już od dziecka bardzo kochałam zwierzęta. Nie mogłam patrzeć jak cierpią. Co roku jeździłam na wakacje do kuzynki na wieś. A na wsi, jak to na wsi - zabijano kury, króliki, świnie itd. Ja nie mogłam nigdy do tego tak spokojnie podejść, jak to robili moi bliscy. Od tego czasu zaczął się bunt przeciwko temu stereotypowi, że człowiek musi jeść mięso. Zaczęłam czytać o wegetarianizmie, zaprenumerowałam sobie czasopismo dla wegetarianów i tak się zaczęło. Najpierw mówiłam mamie, że będę jadła tylko ziemniaki z sosem, bez mięsa. Mama mi wiele razy mówiła, że to niezdrowe, że się rozwijam i nie powinnam, ale ja się podpierałam wyczytanymi argumentami, że my, ludzie, jesteśmy roślinożerni, no i mama musiała na to przystać. Później już przestałam jeść także sosy, tłuszcze, ryby i wszystko, co powodowało śmierć zwierząt. Oczywiście czułam się lepiej, zdrowiej, ale nikt mi nie wierzył. Gdy tylko się przeziębiłam to mówiono, że to z powodu nie jedzenia mięsa. Ja jednak nie dawałam za wygraną. Brzydziłam się mięsa i nadal się brzydzę. Wielu ludzi tego nie rozumie, ale na szczęście moi przyjaciele, gdy zapraszają mnie na jakąś zabawę zawsze o mnie pamiętają. 

Od kilku już lat podpieram moje argumenty Pismem Świętym, tym, że Bóg stworzył dla człowieka rośliny z całą ich różnorodnością i dał je nam na pokarm. Dopiero po potopie dał na pokarm także zwierzęta, ale to ze względu na zatwardziałość ludzkich serc. Ja chcę wprowadzać Królestwo Boże już teraz tu na ziemię. A tam będziemy przecież wszyscy wspólnie przyjaciółmi wraz ze zwierzętami. Często, gdy oglądam jakiś program, gdzie pokazują skrzywdzone zwierzaki, a tym bardziej ludzi, ryczę jak głupia i nie mogę tego pojąc, dlaczego tak się dzieje? Co my - ludzie - robimy? Dlatego bardzo tęsknię do naszego Pana. Wiem, że tam u Niego już tak nie będzie. I to daje mi wspaniałą nadzieję.

Na szczęście jest teraz coraz więcej takich ludzi, którzy dla dobra zwierząt przestają jeść mięso. Zdarza się to przede wszystkim u ludzi, którzy widzieli, jak naprawdę zabijane są zwierzęta. Jest to ogromną korzyścią także dla ludzi głodujących. Powszechnie wiadomo, że ogromna ilość pokarmu roślinnego idzie na karmę dla zwierząt. A mogłoby to wystarczyć na wykarmienie wszystkich ludzi na kuli ziemskiej. To jest straszne, zamiast nakarmić głodnych, robi się z tego (np. z soi) karmy dla tucznych zwierząt i się je tym pasie. Kiedy to ludzie zrozumieją? Bardzo mnie to boli i nie mogę tego pojąć. Najchętniej weszłabym gdzieś, skąd by mnie widział każdy człowiek i wykrzyczałabym to na całe gardło. Ale co ja jedna mogę zrobić? 

Starsze pokolenia tego nie rozumieją i niektórzy nawet myślą, że bez mięsa nie można normalnie żyć. Choć i ludzie młodzi (niektórzy) tego nie pojmują. Pamiętam jedną lekcję P.O. (wtedy jeszcze uczyłam się w szkole średniej), gdy nauczyciel wszedł na temat wegetarianizmu i się zapytał czy może znamy jakiegoś jarosza, a ja się zgłosiłam i powiedziałam, że sama nie jem mięsa od ponad roku. Po lekcji większość osób z klasy podchodziła do mnie i sprawdzała, czy ja naprawdę jestem taka sama jak oni. Czy moja skóra jest taka jak ich, jak się czuję itp. A ja ze spokojem im odpowiadałam, że czuję się lepiej, niż jak byłam mięsożercą. Byli zdziwieni. Zobaczyli, że tak też można żyć. Dzięki Panu Bogu u mnie to przebiegło spokojnie, inaczej chyba bym psychicznie nie wytrzymała. Mama wiele razy próbowała mnie od tego odwieść, mówiła, że w moim wieku jest to bardzo niezdrowe, bo się jeszcze rozwijam, a ja jej mówiłam na to, że jest dużo ludzi, którzy już od poczęcia są jaroszami. I są o wiele zdrowsi niż ci, którzy jedzą mięso. A poza tym, jaroszy mniej atakują takie choroby jak miażdżyca, rak itd. Wiadomo, że nie zawsze ich ominą, bo środowisko jest za bardzo zatrute, ale istnieje mniejsze ryzyko. Stąd wyciągam wniosek, że Bóg stworzył nas wegetarianami. 

Myślę (hmm.. jestem pewna), że Bóg - jako nasz Stwórca - wiedział, co jest dla nas najlepsze. Dał nam ziemię i wszystko, co na niej jest, pod nasze panowanie. I nasze panowanie ma być na wzór Boskiego panowania. Bóg nie jest Bogiem śmierci lecz życia. Dlatego też nasza relacja ze zwierzętami także powinna służyć życiu. Agresja rodzi agresję, człowiek, który zabije zwierzę bez żadnych wątpliwości równie dobrze mógłby zabić człowieka. Pełna obrona życia, nie wykluczająca nikogo, wymaga od nas prawdziwego nawrócenia.

Aga M.

 


Chrześcijański wegetarianin

Gdy zostałem protestantem, coraz poważniej zacząłem traktować teksty Pisma Świętego mówiące o ważności dbania o zdrowie i własne ciało. Najpierw przestałem jeść mięso wieprzowe, które bez wątpienia jest najbardziej niezdrowe. Potem wołowinę, drób i ryby. Tak więc pierwszą moją motywacją było zdrowie (zaraz też zrozumiałem, że równie ważne jak moje zdrowie jest oddanie Bogu chwały w moim zdrowym ciele i tym, że właśnie mogę cieszyć się dobrym zdrowiem). Tak więc to była moja pierwsza motywacja. Potem zacząłem trochę bardziej zastanawiać się nad filozofią wegetarianizmu i odkryłem, że Bóg stworzył nas jako istoty roślinożerne. W Biblii czytamy, w Księdze Genesis, że Bóg pierwszym ludziom na pokarm dał rośliny, zboża, owoce, warzywa. Poczułem straszną ulgę. Czyż nie jest to cudowne, że można odżywiać się w taki sposób, aby nikt nie musiał umierać? I tu doszedłem do kolejnego wymiaru wegetarianizmu – humanitarnego. Zdałem sobie wtedy sprawę, że gdyby ludzie nie jedli mięsa, to nie byłoby głodu na ziemi, nie trzeba by eksploatować ogromnych połaci ziemi na produkcję paszy dla zwierząt, karczować setek, tysięcy hektarów lasów pod pola uprawne....

Dodam jeszcze, że moja córka od urodzenia nie je mięsa i bardzo dobrze się rozwija i do tego w ogóle nie choruje. Dzieci jedzące mięso praktycznie ciągle zapadają na różne choroby, ciągle mają katar i grypę. Dlaczego? Po pierwsze ich system odpornościowy jest mocno nadwerężony poprzez jedzenie niezdrowego mięsa, a po drugie jedząc mięso aplikują do swojego organizmu potworne ilości leków znajdujących się w mięsie zwierząt (hodowcy za wszelką cenę utrzymują chore zwierzęta przy życiu faszerując je 'końskimi' dawkami antybiotyków – można o tym przeczytać w wielu książkach) i w ten sposób osłabiają swoje organizmy. Potem, gdy lekarz zapisuje im jakieś lekarstwa, to one niestety nie działają, bo organizm jest uodporniony na antybiotyki.

Bardzo się cieszę, że zostałem wegetarianinem. Wdzięczny jestem również tym, którzy powiedzieli mi o wegetarianizmie. Wierzę, że na Nowej Ziemi, którą Bóg przygotował dla zbawionych nie będzie przelewu krwi i wszyscy będą wegetarianami. To dopiero będzie życie!"

Tomasz Sulej

webmaster


Wszystko zaczęło się od mojej koleżanki, która właśnie rok temu przestała jeść mięso. Ja w ciągu tego czasu rozmawiałam z nią kilka razy na ten temat i jej argumenty do mnie trafiały. Potem jeszcze poczytałam sobie w internecie o wegetarianizmie. Najbardziej przekonało mnie to, że niejedzenie mięsa jest po prostu zdrowe, liczne argumenty tak jak porównanie przewodów pokarmowych zwierząt mięsożernych i roślinożernych, różne świadectwa, skrupulatne wyliczenie co człowiekowi do życia jest potrzebne i co gdzie się znajduje w wystarczającej ilości (oraz inne) przekonały mnie kompletnie. Na dodatek zdałam sobie sprawę, z tego że mięso to po prostu padlina i że mięso kocie czy psie jest takie same jak mięso świnki czy krówki, a że sama mam 3 koty i psa nie wyobrażam sobie, abym mogła ich zjeść. Potem wyjechałyśmy razem i od tamtej pory nie jem mięsa (chociaż moja mama przekonuje mnie, że potem, po moim niejedzeniu mięsa leczenie mych chorób z tego powodu powstałych będzie bardzo długo trwało). Nie zaklinam się że nie będę jeść mięsa do końca życia, na razie jednak uważam to za słuszną drogę. To tak w “małym” skrócie.

Serdecznie pozdrawiam,

Magdalena M.
 


Jak zostałam wegetarianką? Z dnia na dzień. Chociaż gdy się dzisiaj zastanawiam, to niezupełnie. Już wcześniej dostałam fioła na punkcie zdrowego odżywiania i jak mama robiła schabowe, to ja swojego obtaczałam w otrębach. Kurczaka też wolałam sobie ugotować niż usmażyć. A sadzone robiłam na parze. No i którejś niedzieli powiedziałam, że już nie jem mięsa i spałaszowałam ziemniaki z marchewką. Tata się śmiał, że to taki mój kaprys, ale dzisiaj już tak nie twierdzi :-)

A zdecydowałam się na ten "kaprys", bo chciałam się zdrowo odżywiać, bo jest to taki mój protest przeciwko zabijaniu zwierząt i bardziej prozaicznie... chciałam schudnąć :-)

Aśka

 


No, a co napiszę o sobie. Mam 16 lat, no cóż i dopiero od miesiąca (kwik) jestem wegetarianką. Nieźle to się ma w porównaniu do Twojego “stażu” wege. No, ale każdy kiedyś musi zaczynać, no nie ? Na wegetarianizm przeszłam ze względu na zwierzęta, które naprawdę kocham.

Magda S.

 


Mam 26 lat. Od pięciu lat jestem mężatką. Od dwóch miesięcy zarówno ja jak i mój mąż nie jemy mięsa (z wyjątkiem ryb). Nie wiem czy dieta, którą stosujemy zasługuje na tytuł diety wegetariańskiej. Dopiero "raczkujemy" w tym temacie. W chwili obecnej nie jesteśmy gotowi zrezygnować z ryb, jajek i nabiału. Myślę jednak, że poczyniliśmy wielki krok na przód eliminując z diety mięso. A wszystko zaczęło się od... chleba!

Jako młoda pani domu prenumeruję "Encyklopedię Medycyny Naturalnej". Razu pewnego zaczęłam czytać temat pt. DODATKI DO ŻYWNOŚCI, KONSERWANTY...

Po przeczytaniu oboje z mężem byliśmy zbulwersowani, jednak największego szoku doznaliśmy czytając jakich to ulepszaczy dodaje się do chleba. Po prostu koszmar! Od tego czasu staram się sama wypiekać chleb. Czasami wychodzi lepszy, czasami gorszy... ale przynajmniej wiem co jem !

To był przełom w naszym życiu. Teraz bardzo starannie czytamy etykiety na produktach, które zamierzamy kupić. Zaczęłam studiować różne książki na temat zdrowego odżywiania... i tak dojrzałam do myśli: WEGETARIANIZM. Przyznaję, że kosztowało mnie to trochę silnej woli, ponieważ zawsze byłam osobą "mięsożerną". Przez pierwsze trzy tygodnie chodziłam "na głodzie". Wszędzie czułam zapach pieczonych kiełbasek, soczystej szyneczki... Po nocach śniły mi się grilowane kurczaki! Wstyd się przyznać... byłam uzależniona od mięsa!!! Jednak w miarę czytania artykułów i książek na temat wegetarianizmu poskromiłam swój apetyt na mięso. Obecnie widząc kiełbaski w sklepie czuję autentyczne obrzydzenie. Jak ja mogłam jeść te wszystkie trupy?!! Dlaczego ludzie tak bardzo znęcają się nad zwierzętami?! W imię czego?! Dlaczego niszczą nasze środowisko?!

Jak mogłam przez tyle lat zaliczać się do nich?! Czy Bóg naprawdę chciał żebyśmy zabijali?! Myślę, że nie.

Mój mąż przestał jeść mięso bez większego bólu. Nigdy nie łaknął takich "rarytasów". Zawsze nie cierpiał tłuszczu. Mięska jadł bardzo mało. Po prostu nigdy mu te "przysmaki" nie smakowały.

Niestety nikt w rodzinie nie podziela naszego zdania. Rodzice pukają się w głowę, dziadkowie straszą że nabawimy się strasznej choroby... Żadne argumenty do nich nie docierają, a przecież argumentów mamy wiele... Na szczęście jesteśmy dorośli i na własnym utrzymaniu. Rodzice mogą się z nami nie zgadzać, jednak muszą zaakceptować nasz wybór.

Czy jesteśmy wegetarianinami? Myślę że jesteśmy na dobrej drodze do wegetarianizmu. Niestety w swoim otoczeniu nie znamy nikogo, kto by stosował tę dietę. Szkoda.

Pozdrawiam wszystkich nie jedzących mięsa

Agnieszka W.

 


Wegetarianką postanowiłam być zupełnie z dnia na dzień. Nie myślałam o tym wcześniej (przynajmniej tak mi się teraz wydaje). Moje 2 bliskie koleżanki ze szkoły też nimi były. Może ten fakt trochę miał na to wpływ. Było to 2 lutego 1996 roku, wyjeżdżałam wówczas pociągiem z ciocią i wujkiem na wakacje do Grodźca k/Konina. Na drogę rodzice zrobili kanapki z wędliną i serem żółtym. Te z serem zjadłam właśnie ja, a tych z wędliną się nie tknęłam. I to nie dlatego, że nie lubiłam wędliny. Po prostu postanowiłam nie jeść mięsa. Tego samego dnia poznałam chłopaka, który obecnie jest moim mężem. Dlatego ta data tak zapadła mi w pamięci, bo świętuję tego dnia dwie rocznice.

Na początku trochę mnie kusiło, ale nie tak mocno. Chyba zrobiłam sobie mocne i motywujące postanowienie, którego nie miałam zamiaru łamać. Motywacją były oczywiście zwierzątka, bo dla mnie świnka czy krówka są takimi samymi zwierzętami, jak kot czy pies. I według mnie powinny mieć takie same prawa (niestety nie jest tak). Poza tym przeraża mnie to w jakich warunkach są hodowane zwierzęta (kury, krowy, czy świnki). To jest po prostu straszne. I nie są to bajki, a suche i przerażające fakty i to jest najgorsze.

Przyznam szczerze, że czasami zastanawiałam się czy nie zacząć hodować w domu małej świnki miniaturki, która miałaby takie sama prawa jak pies. Byłaby po prostu kochaną maskotką z którą tak samo wychodziłabym na smyczy na spacery. Na razie jednak nie mam za bardzo warunków na to. Ale kiedyś, kto wie, myślę że jest to możliwe, tym bardziej że kocham świnki, bo są takie słodkie.

Rodziców początkowo oszukiwałam i kryłam się z tym, że nie jem mięsa. W przypadku gdy w domu był rosół, to ja po prostu robiłam wszystko, żeby wszyscy już zjedli i robiłam sobie szybki i pyszny rosołek z wegety. Gdy miałam moją zupkę na talerzu, to spokojnie mogli mnie już wszyscy widzieć, bo nikt za nic nie zorientowałby się, że jem coś zupełnie innego. Po jakimś czasie poinformowałam mamę, że nie jem mięsa. Mama oczywiście nie dowierzała i próbowała mi tłumaczyć i robiła wszystko, żebym jadła. Jednak jak postanowienie, to postanowienie, zatem nic nie wskórała.

Gdy zobaczyła, że mnie nie namówi, to zaczęła robić zupy na wegecie i tak weszło jej to w nawyk, że teraz rosół jest u nas w domu chyba raz na pół roku. Bardzo często robiła mi kotlety i wymyślała różne wegetariańskie dania. Jej wspaniałym pomysłem była np. galaretka warzywna. Taki przysmak, jakich mało.

Od 2 lat, gdy jestem mężatką i gotuję już zupełnie sama, to mama i tak czasami mnie też zaskoczy. Bo jak robi jakieś leczo, albo gołąbki, to zawsze w drugim garnku jest leczo wegetariańskie dla mnie, albo gołąbki z pieczarkami i soją. Następna rzecz, gdy przyjeżdżam do teściowej, to zawsze czekają na mnie kotlety mielone z jajek albo krokiety z pieczarkami. Również sama wymyśliła te dania, bo ona tym bardziej nie ma żadnych książek wegetariańskich.

Przyznam, że moi rodzice do teraz mówią czasami, żebym sobie raz na jakiś czas zjadła z nimi kurczaka, albo kawałek wędliny. Jednak ja tylko się uśmiecham i kiwam przecząco. Tak przedstawia się sytuacja z moim wegetarianizmem.

Ula

 


Pytasz jak zostałam jaroszką. To długa historia. Ma początek w dzieciństwie. Jako mała dziewczynka często jeździłam do babci na wsi, wiesz kurki, gąski (zresztą bardzo inteligentne), kaczki itp., a babunia co tydzień rosołek i kurczaczka, a ja te wszystkie stworzonka lubiłam i nie mogłam patrzeć na okoliczności temu towarzyszące. I myślę, że większość ludzi jedzących mięso nie mogłoby - dziwne. Potem rosłam i mniej się nad tym zastanawiałam. Właściwy powód jest śmieszny - nikomu jeszcze o tym nie powiedziałam ale proszę. Dnia 28 kwietnia 1998 r. byłam na koncercie Niemena (jak pewnie wiesz jest jaroszem) i tak się zachwyciłam koncertem i Czesiem, że postanowiłam zostać wegetarianką jak mój idol. I wiesz co, dzisiaj już nie jestem wielką fanką Czesia, ale mięcha nie jem, nie znoszę jego zapachu i widoku, nie noszę skórzanych rzeczy itd. Wsiąkłam w to totalnie, a zaczęło się z tak głupiego powodu. Ale wydaje mi się, że to kumulacja dzieciństwa, Niemena, pewnie też mody. Jeżeli chcesz to nadal zamieścić to proszę bardzo. Próbowałam namówić moich przyjaciół do przejścia na wegetarianizm, ale brak mi argumentów (moje mistrzowskie kotleciki sojowe wg. własego przepisu też nie pomagają).

Magda R.

 


Dlaczego zostałem wegetarianinem?

Nie pamiętam już dokładnie jak do tego doszło, ale w każdym razie z radością przyjąłem fakt, że można żyć nie jedząc mięsa, gdyż nigdy nie byłem jego miłośnikiem. Lubiłem, gdy babcia robiła mi kanapki z jakąś kiełbasą i pomidorem: o ile się nie mylę to była krakowska. Lubiłem jeszcze mielone. Poza tym nic innego ze spraw mięsnych nie robiło na mnie wrażenia..

Gdy miałem 15 lat, do moich rąk trafiła wegetariańska książka kucharska wydana na sposób “związkowo podziemny”. Ciekawość nowych smaków pociągnęła mnie. Zacząłem krzątać się po kuchni. Najpierw udał mi się jakiś pasztet z fasoli. Potem coś innego. Wkrótce mój przyjaciel Tomek zaprosił mnie na obiad do siebie. On też raczkował w dziedzinie warzyw, owoców, orzechów i ziaren. Obiad był wyśmienity. Później ja coś ugotowałem i zaprosiłem jego. Przyjęcie też było udane. Potem zaczęliśmy zapraszać jeszcze naszych znajomych. Zauważam teraz po szesnastu latach, że oprócz samego jedzenia było w tamtych chwilach coś znacznie więcej: przyjaźń, podjęcie nowego wyzwania, uczucie wolności.

Ponieważ moja mama nie chciała gotować dla mnie, zacząłem to robić sam. W ten sposób nauczyłem się gotować. Nie sprawia mi to żadnych trudności. Mam wiele kolorowych, ładnie wydanych książek kucharskich. Nie potrzebuję przepisów. Wystarczą zdjęcia. Często po 40 minutach obiad jest już gotowy. Lubię, gdy posiłki są przyjemnością. Bardzo też cieszy mnie świadomość, że są zdrowe.

Obecnie wegetarianizm staje się stylem życia wielu osób. Przestał był dziwactwem, a kolejne badania i afery mięsne pokazują, że jest on dobry dla człowieka. Tak nie było szesnaście lat temu. Moja rodzina na wieść, że zostałem wegetarianinem dzwoniła trzy razy w tygodniu pytając się czy jeszcze żyję. Później przestali mnie zapraszać, bo nie wiedzieli co ja jadam. Bali się wyjść na niegościnnych.

Nie potrafię wyobrazić sobie smaku mięsa w moich ustach. Gdybym zjadł jakiś mięsny posiłek, czułbym wielki wewnętrzny dysonans. Nie patrzę z góry na tych, którzy jedzą. Chętnie się dzielę swoim stylem życia, ale nie robię z tego przedstawienia. Moja żona też nie je mięsa. Od czterech miesięcy mamy dziecko, które jest okazem zdrowia. Jest bzdurą, że kobieta w ciąży musi jeść mięso, gdyż może uszkodzić płód. Owszem, jest takie niebezpieczeństwo, ale tylko wtedy kiedy osoba źle się odżywia. Trzeba pamiętać, że wegetarianizm nie polega na niejedzeniu mięsa – to sposób zdrowego odżywiania się bez korzystania z mięsa.

Mojego wegetarianizmu nie wiążę z żadną ideologią. Nie wnikam nawet w kwestie moralne. Po prostu nie jem mięsa, gdyż czuję się wtedy czysty, zdrowy, szczęśliwy. Nigdzie się nie deklarowałem i nie zobowiązywałem. Jest to mój wybór wolnego człowieka.

Dla tych wszystkich, którzy wiążą wegetarianizm z ideologią informacja – mam skórzane buty.

Maciek

 


 

Od małego nie podobał mi się pomysł jedzenia mięsa. Jestem człowiekiem który kocha wszystkie zwierzęta i uważam że nie powinno się ich zabijać, po to by je zjeść, ani w żadnym innym celu, chyba że jest to konieczność (umieram z głodu, lub w samoobronie). Przecież jeśli mam rośliny, warzywa, owoce, które mogę jeść i z nich wyżyć, to nie ma potrzeby abym popełniała zbrodnie, i zabijała niewinne stworzenie. Wychowałam się na wsi, i tam zyskałam właśnie takie podejście, ponieważ nie mogłam patrzeć jak mój dziadek zabija króliczka, czy kurkę, czy jakieś inne zwierzątko z którym się bawiłam i które zdążyłam pokochać – a potem jeszcze na przykład zjeść takiego króliczka, kiedy miałam świadomość, że to jest moja "malwinka"...

Jak byłam mała to rodzice mi wmawiali, że kurczak to nie jest mięso itp., a później zmuszali mnie do jedzenia mięsa, dla mojego zdrowia, co wywołało wręcz odwrotny efekt, jeszcze większy bunt, dlatego gdy miałam 11 lat przestałam jeść mięso całkowicie i do tej pory nie jadam. Po prostu nie jestem w stanie, kiedy widzę kurczaka na talerzu, to od razu wyobrażam sobie żywego, biegającego, ślicznego małego kurczaczka i nie jestem w stanie zjeść tego dania.

Mój wegetarianizm nie ma podłoża religijnego, a bardziej psychiczny – uczuciowy, ale w taki sposób zostałam wegetarianką.

Kaśka B. 



 

Moim powodem przejścia na wegetarianizm było lenistwo (tak sobie zawsze żartuję). Gdy zniesiono kartki na mięso w '89 roku mieszkałam z rodzicami i gotowałam obiady, zaczęłam wtedy studia, zajmowanie się domem zajmowało mi sporo czasu. Stwierdziłam, że poniżające jest dla mnie, żeby stać w kolejce 1-2 godz. po byle kawałek "czegoś". Przestałam więc jeść mięso i gotowałam bezmięsne obiady. Powodem nie była więc troska o zdrowie czy o los zwierząt, ale wcześnie stykałam się z artykułami na temat wege, więc to też pewnie miało jakiś wpływ. A teraz zaczyna się przygoda z weganizmem.

Anna D., Lublin


Jestem wegetarianką, a właściwie weganką, czyli w ogóle nie spożywam produktów zwierzęcych. Wegetarianizm jest dla mnie nie tylko pewnym rodzajem diety, ale przede wszystkim filozofią, drogą życiową. Daje mi poczucie większego zespolenia z naturą, radość bycia człowiekiem, który nie przyczynia się do zabijania, męczenia innych stworzeń po to by hołdować własnemu podniebieniu. Uważam, że wegetarianizm pozwala być bliżej Boga, być dzieckiem Bożym, które potrafi dawać innym więcej miłości i pokoju. W sumie o wegetarianizmie można pisać bardzo dużo i to w samych superlatywach. Szkoda, że jeszcze tak mało ludzi w Polsce jest pozytywnie do niego nastawionych. Wynika to z niewiedzy, przyzwyczajeń kulinarnych, stereotypów... Szkoda, że tak mało mówi się w masmediach na temat zdrowego stylu życia, czym można by zachęcić ludzi. W internecie są jak na razie trzy czaty dla wegetarian, z których najaktywniejszy jest chyba ten na vegetarian.pl. Czasopisma wegetariańskie typu "Wegetariański Świat" ukazują się nieregularnie.... :( . Największe pole do popisu miałaby telewizja, ale chyba jest niewielkie zainteresowanie ze strony redaktorów naczelnych i właścicieli stacji telewizyjnych. Ale się rozgadałam.... :) Miałam tylko napisać, czy jestem wegetarianką.... :)

Pozdrawiam serdecznie - Dorota 


Dlaczego stałem się takim człowiekiem? [wegetarianinem]
Częściowo z przyczyn zdrowotnych, częściowo z faktu, że nienawidzę tego
całego systemu i chcę być inny. Nie podoba mi się "nowoczesna hodowla zwierząt" te całe fabryki śmierci.
Przedtem prowadziłem bardzo niezdrowy tryb życia. Najgorszy jaki można byłoby sobie wyobrazić. No i w pewnym momencie poczułem potrzebę "bycia czystym". Od stycznia schudłem 12 kilo, poczułem się lepiej, mam więcej energii - jednym słowem na własnej skórze przekonałem się o wszystkich zaletach tego trybu życia. W tej chwili jestem już pewny, że "stare" nie powróci.

Tomek



Kiedy byłam jeszcze w przedszkolu, moja rodzina hodowała w ogrodzie króliki. Był to czas kryzysu lat 70. Ja i kuzynostwo bawiliśmy się z tymi królikami jak z kotami: nosiliśmy je na rękach, woziliśmy w wózku. Więc szokiem był moment kiedy króliki znikły, a na stole pojawiły się półmiski z pieczonym mięsem. Odmówiłam wtedy zjedzenia swoich przyjaciół.

Niewiele później ojciec zaczął hodować karpie. Mogłam obserwować cały ich rozwój - od maleńkiego jak igiełki narybku, przez prześliczne, porcelanowo lśniące kilkucentymetrowe rybki, po pływające w wannie przed świętami zwierzęta. Od tej pory nie jadłam karpia w Wigilię, mimo iż według przesądu miało mnie spotkać za to nieszczęście.

Zaczęłam interesowałam się przyrodą i jej ochroną, a szczególnie pokochałam konie - ich piękno, szlachetność i mądrość. W latach 80. konina była mięsem, które było czasem osiągalne. Dla mnie zjedzenie przyjaciela, jednego z tych na których grzbiecie spędzałam wspaniałe chwile, stało się aktem równoznacznym z kanibalizmem.

Kiedy poszłam do liceum, poznałam kilka osób nie jedzących mięsa. Przedziwne doświadczenie. Dotąd "wegetarianie" byli ludźmi spoza porządku codzienności, istniejącymi gdzieś daleko i nierealnie, podobnie jak Indianie, rastafarianie, których nikt nigdy nie widział. Od Karoliny pożyczyłam "Zmierzch świadomości łowcy". To było olśnienie. Otworzyłam oczy sumienia na oczywisty fakt, że mięso na moim talerzu okupione jest cierpieniem niewinnych stworzeń - i to cierpieniem zupełnie niepotrzebnym. Bo można żyć zdrowo - i to nawet dużo zdrowiej - bez mięsa.

Moje oświadczenie o przejściu na wegetarianizm rodzina potraktowała z dystansem. Kolejna fanaberia piętnastoletniej smarkuli. Nie ma co walczyć, przejdzie jej. Wuj Heniek zarechotał i powiedział: "To ja od dzisiaj przestaję srać!". Inni mówili: za miesiąc pogadamy. Po miesiącu zaś: "Za pół roku pogadamy". Po pół roku: "Za rok pogadamy". A potem przestali. Nie przejmowałam się.

Pół roku po mnie przestała mięso i ryby jeść mama, a dwa lata po mnie - brat. Mój neofityzm i histeryczne nawracanie w tamtych czasach nie miało tylu dobrych owoców, co spokojne świadectwo życia w latach późniejszych. Wielu moim krewnym i przyjaciołom wskazałam drzwi, przez które zdecydowali się przejść. Bóg nagrodził mnie również mężem - wegetarianinem.

Właśnie - Bóg. Jestem wierzącą i intensywnie praktykującą katoliczką. W środowiskach oazowo/duszpasterskich moja postawa często budziła nieufność bądź politowanie. Podejrzenia o kryptokrisznaizm i odrzucanie darów Bożych. Głupie gadki w stylu "zwierzęta nie mają duszy". (To akurat nie jest prawda: Kościół katolicki utrzymuje postawę agnostyczną w kwestii istnienia duszy zwierząt). Może i nie mają duszy - odpowiadałam - może nie myślą, nie mówią. Ale czują i jako takie są przedmiotem moralności. To właśnie Jezus nauczył nas, by kochać wszystkich i wszystko. Bóg stworzył zwierzęta z miłości, a nie po to byśmy się nad nimi pastwili. W Jego pierwotnym zamyśle nie było śmierci i cierpienia, a zwierzęta i człowiek żywili się roślinami. >>I rzekł Bóg: "Oto wam daję wszelką roślinę przynoszącą ziarno po całej ziemi i wszelkie drzewo, którego owoc ma w sobie nasienie: dla was będą one pokarmem. A dla wszelkiego zwierzęcia polnego i dla wszelkiego ptactwa w powietrzu, i dla wszystkiego, co się porusza po ziemi i ma w sobie pierwiastek życia, będzie pokarmem wszelka trawa zielona". << (Rdz 1,29) Smierć i cierpienie pojawiły się w świecie na skutek grzechu ludzi i dotknęły również zwierząt. (1 Kor 1,21; Rz 8,19-22)

Zatem nie zgadzam się z moim Kościołem w tej właśnie kwestii: zabijania zwierząt. Mam nadzieję jednak, że Kościół (i ludzkość) dojrzeją do tego, by zauważyć, że nasi "młodsi bracia w rozumie" czują i dlatego mamy obowiązek ochraniać ich przed cierpieniem. Wiele wieków zajęło ludziom wyciągnięcie wniosków praktycznych z nauk Jezusa i zauważenie, że ludźmi są także niewolnicy i chłopi pańszczyźniani, Murzyni, Indianie, Żydzi, kobiety, w końcu dzieci. W końcu zauważą (masy, bo jednostki już zauważyły), że "pies też człowiek". Z jednostek, które pierwsze głosiły prawa Indian, kobiet, Żydów, itd, też na początku wyśmiewali się ich współcześni, a teraz taki pogląd uważany jest za normę.

Wspaniałym przykładem takiej jaskółki jest x. Jan Twardowski i śp. x. Stanisław Musiał, jezuita (chociażby tutaj w tekście o życiu wiecznym zwierząt: http://www.mateusz.pl/list/0211-musial.htm).

Oby wszystkie czujące istoty osiągnęły szczęście i przyczynę szczęścia.

Pacyfka (28 lat)




Zawsze kochałam zwierzęta i szanowałam je, niekiedy nawet bardziej niż ludzi :)). Kiedy miałam 15 lat postanowiłam nie jeść mięsa, jednak mój
wegetarianizm nie przetrwał długo przez względy praktyczne (ileż można jeść
dżem i ser żółty na zmianę??), musiałam poczekać na moment, kiedy ja będę
decydowała o zawartości lodówki. W wieku 18 lat zaczęłam studiować i żyć
samodzielnie i od tamtej pory mięsa nie tknęłam (8 lat). Zadecydowały tu
przede wszystkim względy moralne, poza tym ja zawsze lubiłam być "inna",
lubiłam iść swoją drogą, a nie płynąć głównym nurtem, a właśnie
wegetarianizm wydawał mi się być fajną i ciekawą drogą.

Od momentu przejścia na wegetarianizm zaczęłam się bardzo interesować
sprawami żywienia, zdrowia, ekologii i okazało się, że pod każdym względem
był on trafnym wyborem. Myślę, że większość ludzi wolała by żyć bez mięsa,
gdyby tylko mieli dostęp do odpowiednich informacji. Ja staram się te
informacje ludziom przekazywać, ponieważ boli mnie to, że ludzie robią
zwierzętom tyle krzywdy, sobie przy okazji też i zazwyczaj robią to
całkowicie nieświadomie.

Mój wegetarianizm był też świetnym wyborem jeśli chodzi o kuchnię. Dotąd nie zdawałam sobie sprawy jak monotonny był nasz rodzinny jadłospis. Rozpoczęłam eksperymenty w kuchni, odkryłam wiele świetnych produktów, których wcześniej nie jadałam i zauważyłam, że przygotowywanie jedzenia może sprawiać przyjemność – wystarczy trochę inwencji twórczej...

Niestety nigdy nie miałam wsparcia od strony rodziny czy przyjaciół, zawsze
byłam bardzo osamotniona z moim wegetarianizmem, ale nie poddałam się i
jestem z tego dumna. Czasami naprawdę było mi bardzo ciężko, wszystkie zloty rodzinne (święta itp.) były dla mnie prawdziwym koszmarem. Nigdy nie mogło się obejść bez ataków, docinek, głupich komentarzy czy dyskusji na temat tego, czy ryby to mięso, czemu jem grzyby (przecież to nie rośliny) i jak mogę mieć szczura, skoro na wolności byłoby mu lepiej... Moja rodzina nadal uważa, że zakatuję się moją dietą na śmierć, ale już tych kwestii nie
poruszają. Teraz przy okazji świąt litują się nad moim mężem, że biedny musi
jeść to co ja i nawet kotleta mu czasem nie usmażę. I nie wierzą jak mówi,
że w życiu tak dobrze nie jadł.

Były też ciężkie chwile, kiedy zdecydowaliśmy się na dziecko. Wszyscy wokół
twierdzili, że nie zajdę w ciążę (usłyszałam to nawet kiedyś od lekarza).
Jak już zaszłam, mówili że urodzę ułomne dziecko (o ile urodzę) – a kobieta
ciężarna nie lubi słuchać takich rzeczy. Jednak Kaja urodziła się w
terminie – duża, silna, zdrowiuteńka i cudowna pod każdym względem. Ma już 10 miesięcy i wszyscy mi mówią, że nigdy nie widzieli tak pogodnego
dziecka - uśmiech jej z buźki nie schodzi, jest bardzo towarzyska, ruchliwa,
ciekawa świata i taka mądra. A moja rodzina się dziwi, że w ogóle nie
choruje, że zęby jej wychodzą, że już prawie chodzi i rozumie tyle rzeczy
:-)

Czasem zdarza się, że ludzie zwracają mi uwagę (m. in. nasz pediatra), że na sobie mogę eksperymentować, ale na dziecku nie mam prawa, że będzie dorosła, to sama zadecyduje. Ja też tak uważam – będzie dorosła, zdecyduje. A póki nie jest w stanie, jak każdy rodzic, będę jej przekazywała swoje wartości moralne i będę o nią dbała zgodnie ze stanem mojej wiedzy. A jak mogłabym włożyć dziecku do ust coś, czego sama bym nie tknęła? Jak uważam coś za złe i trujące, jak mogłabym karmić tym własną córkę? Jak każdy rodzic, chcę dla swojego dziecka jak najlepiej i wiem, że właśnie wegetarianizm tym jest.

Przejście na wegetarianizm uważam za najlepszą rzecz, jaką w życiu zrobiłam. Bardzo mnie to zmieniło. Zaczęłam więcej myśleć, otworzyłam oczy na wiele spraw z których wcześniej nie zdawałam sobie sprawy, stałam się bardziej wrażliwa i przede wszystkim zaczęłam doceniać to, że żyję. Bo życie z czystym sumieniem, ze świadomością, że nikogo nie krzywdzę jest na prawdę przyjemne.

Alicja


Dlaczego zostałam weganką.

Żyjąc tak, jak większość ludzi, odżywiając się tak jak wszyscy zapadłam na nieuleczalną chorobę zwaną .rzs. Leczenie nie skutkowało. Stan mój się pogarszał w szybkim tempie Szukając ratunku, zainteresowałam się medycyną niekonwencjonalną i leczeniem dietą.

Dzięki wykluczeniu ze swego menu produktów zwierzęcych zaczęłam odzyskiwać sprawność i zdrowie. Za przyczyną choroby dowiedziałam się, że nie jedząc dań pochodzenia zwierzęcego można nie tylko zachować zdrowie, ale nawet je odzyskać.

Teraz od kilkunastu lat jestem weganką, a dzięki temu jestem sprawna i pozbyłam się cierpienia. Odczułam ulgę nie tylko z tego powodu, ale także dlatego, ze żadne zwierzę nie musi dla mnie umrzeć, bym miała co jeść.

Lidia Szadkowska 

Jeśli chcesz pczeczytać więcej na temat historii tej osoby, kliknij tutaj



Jestem Ania:). Jak zostałam wegetarianką? Nooo było troszeczkę problemów z tym, zwłaszcza z rodzicami:/. Wpierw zaczęło się od mojego brata który też jest vege - w pewnym sensie wzięłam z niego przykład, szukałam stronek o wegetarianizmie, artykułów no i także trafiłam na stronkę "Peta"... tam jest wiele "ciekawych" filmów z bardzo inteligentnymi "ludźmi"... Zniechęciło mnie to do jedzenia mięsa. Wszyscy mnie próbowali od tego odciągnąć rodzice, ciotka a nawet moja lekarka, która zaczęła mi mówić coś o sektach (mojemu bratu mówiła to samo)... i tak to nic nie dało. Zdążyłam też przekonać przyjaciółkę co do vege. Nie wiem dlaczego, ale wokół mnie jest pełno ludzi którzy znają błędne teorie co do tego sposobu odżywiania. Wszyscy mi mówią "zobaczymy jak będziesz wyglądać za dwa lata". Umiem sobie radzić, umiem gotować, wiem jak się odżywiać, więc co im do tego? Pozdrawiam.
 
Ania



Moje przejście na wegetarianizm nie stanowiło jakiegoś "epokowego wydarzenia". Nigdy nie byłam wielką wielbicielką mięsa, więc odbyło się to wszystko bardzo łagodnie, zupełnie bezboleśnie. Myślę, że przyszedł po prostu odpowiedni dla mnie czas, poczułam impuls i postanowiłam mu się nie opierać.

Ponieważ wierzę, że moimi krokami kieruje znacznie inteligentniejsza ode mnie Istota, posłuchałam intuicji, którą posługuję się również w innych sytuacjach - jak dotąd - wychodzi mi to na dobre. Przejście na wegetarianizm z pewnością dodało mi energii i uodporniło mój organizm. Od kilku lat nie miałam nawet kataru. Dopiero rezygnując z mięsa, odkryłam ogrom innych rzeczy do jedzenia, przeróżne smaki. Ostatnio zachwycam się gaspacho - świetne na upał!

Szkoda mi jest zabijanych zwierząt. Nie uważam, że moje życie jest ważniejsze od czyjegoś. Weganizm jest dla mnie naturalną kontynuacją wegetarianizmu, ale na to też musiała przyjść odpowiednia pora.

Agnieszka